Z moją żoną do Tyńca jeździmy co roku, ale tym roku zdecydowaliśmy się na wyjazd niezwykły, a mianowice start i meta były w Niepołomicach a dystans przekroczył 70 km.
Moją żona musiała jeszcze odwiedzić pacjentkę na Prokocimiu, więc do Krakowa pojechaliśmy trochę inną drogą niż pierwotnie zakładaliśmy. Z Niepołomic pojechaliśmy drogą 964 do Podłęża, na granicy z Zakrzowem skręciliśmy na Węgrzece Wielkie i dalej przez Kokotów i Czarnachowice dojechaliśmy do Bieżanowa, dalej ulicą Bieżanowską dojechaliśmy do osiedla na którym moja żona poszła do pacjentki a ja pokręciłem się trochę po okolicy. Zwiedziłem Park Jerzmanowskich w Prokocimiu, sfotografowałem pomnik lotników przy ulicy Na Wrzosach, dość ciekawy kościół Ojców Augustianów oraz posąg Erazma Jerzmanowskiego w samym parku. Po około 20 minutach już razem żoną ruszyłem w kierunku centrum Krakowa, bocznymi drogami dojechaliśmy do Placu Bohaterów Getta i dalej wzdłuż Wisły dojechaliśmy do Bulwarów Wiślanych. Zrobiliśmy krótką przerwę pod "Plażą" na której chyba szykowano jakieś zawody w spinningu i po chwili ruszyliśmy ścieżką rowerową do Tyńca. Niestety na tym odcinku jechaliśmy pod wiatr, najgorzej było w końcówce gdy wyjechaliśmy na drogę koroną wału, tam chciało nam dosłownie głowę urwać, ale jakoś dojechaliśmy do Tyńca. Na miejscu moja żona odpoczywała a ja zrobiłem odjazd klasztoru, zrobiłem zdjęcie klasztoru z dość ciekawej perspektywy i przejechałem się wąską ścieżką prowadzącą przy brzegu Wisły.
Po przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną, jechało się o niebo lepiej bo z wiatrem, więc i nasza prędkość zdecydowanie wzrosła. Po powrocie do centrum Krakowa, znowu zrobiliśmy postój pod "Plażą" połączony z małą sesją fotograficzną i następnie skierowaliśmy się na ulicę Lipską, wzdłuż której pojechaliśmy ścieżką rowerową przez Rybitwy. Dalej przejazd przez Brzegi i Grabie, oraz będącą w remoncie drogą między mostem w Grabiu a szkołą w Podgrabiu, dalej przez strefę przemysłową do domu moich rodziców w Niepołomicach.
Na trasę wyruszyliśmy kilka minut po 9 rano, a wróciliśmy na 15:15, cała trasa 74 km (ja zrobiłem więcej bo kluczyłem po Prokocimiu i jechałem do około klasztoru w Tyńcu) zajęła nam około 6 godzin z czego niecałe 4:50 jazdy (dane z licznika mojej żony). To chyba najbardziej forsowny odcinek w karierze rowerowej moje żony, dużo kilometrów, krótkie czasy postoju i do tego nie najlepsza pogoda z mocnym wiatrem na dystansie dobrych 20 km. Po tej wycieczce na liczniku mojej żony jest już 905 km, więc do założonego 1000 pozostało niewiele i wygląda na to, że uda się jej granicę osiągnąć. Mój licznik wskazuje niecałe 3000 km , więc może i mi uda się ten dystans przeskoczyć:).